Gdyby ta pani była syreną raczej swoim śpiewem nie sprowadziłaby wiele okrętów z kursu skazując ich załogi na wieczną tułaczkę (czy co tam syreny zwykły robić)... ale niewątpliwie mogłaby znacznie podwyższyć częstotliwość trzęsień ziemi, huraganów, tajfunów, powodzi i wybuchów wulkanów na planecie... i tak podobno ma sądowy zakaz kichania.
29 lipca 2009
19 lipca 2009
Pieprzone RV
Jeśli ktoś czyta czasem komentarze na jutubie, to może się dowiedzieć, że poniższy utwór to:
average American male anthem fat fucking slaves need to wake the fuck up
oraz
This is like the perfect anti-Father's Day song
Zatem umieszczam w działach Hymny i Dzień Ojca
average American male anthem fat fucking slaves need to wake the fuck up
oraz
This is like the perfect anti-Father's Day song
Zatem umieszczam w działach Hymny i Dzień Ojca
Etykiety:
dzień ojca,
faith no more,
hymny,
moje dzwonki w telefonie,
pieprzone,
rv
14 lipca 2009
nightswimming
Kiedyś gdzieś czytałem czy oglądałem czy słyszałem jak to ten koleś z REM opowiadał, że jak był nastolatkiem to chodził na różne imprezy (jak to w wieku teen bywa), a po tych imprezach, jako że wszyscy tinejdżers mieszkali w mieście Athens w stanie Georgia, który oprócz tego, że pochodzi z niego Coca-Cola to słynie też z tego, że jest tam bardzo gorąco (very hot), to chodzili sobie popływać do jakiegoś tam pobliskiego akwenu w nocy...
Etykiety:
nightswimming,
pieprzone,
rem
13 lipca 2009
Asfiksja autoerotyczna
Zawsze fascynowałem się takimi klimatami jak życie wielkich rockmanów i jak oni sobie tego życia na całego używają, i.e. piją, ćpają, ruchają i wszystko mają w dupie. Sex, Drugs & Rock'n'Roll po prostu. A potem, jak się to wszystko jeszcze skończy tragicznie, to już w ogóle jest wypas.
Wiadomo, wiele było takich przypadków: Cobain, Morrison, Hendrix, Joplin, ten koleś z Alice in Chains, Sid Vicious itp. itd. Ale ta historia po prostu zwala mnie z nóg - jest wyjęta jakby z tragedii Szekspira normalnie - no i dzieje się właśnie w ojczyźnie autora tragedii Szekspira.
No to zaczynamy... Pewnego razu był sobie pewien brytyjski prezenter i producent telewizyjny co się nazywał Jess Yates (znany był jako "the Bishop" pewnie dlatego, że prowadził programy religijne w TV). Jess miał żonę - Elanie (byłą showgirl i autorkę powieści erotycznych) i z żoną tą spłodził córkę - Paulę Yates (na zdjęciu jest ona, nie jej matka. Oczywiście też nie wyglądała tak zaraz po urodzeniu, tylko trochę później).

Paula miała zakręcone dzieciństwo, jak to bywa w rodzinach szołbiznesu. Dużo się przeprowadzała z rodzicami. Trochę mieszkała w Anglii, trochę na Malcie i Majorce. Dom otwarty, imprezy, rozwód rodziców itp. itd. Klasycznie.
W roku 1976 (rok po rozwodzie starych), w wieku lat 17, Paula została fanatczną fanką pewnego młodego, nieznanego nikomu irlandzkiego zespołu - Boomtown Rats, w którym grał i śpiewał niejaki Bob Geldof (to ten na zdjęciu poniżej z gitarą).

Paula Yates szybko awansowała z fanki na kochankę Boba. Urodziła mu córkę - potem wzięli ślub - potem urodziła jeszcze dwie córki. Wszystkie dzieciaki zostały okaleczone durnowatymi imoinami: Fifi Trixibelle, Peaches Honeyblossom Michelle Charlotte Angel Vanessa i Little Pixie (o ja pierdolę! (3 razy)).
W międzyczasie zespół Boba stał się bardzo sławny. Paula natomiast poszła w ślady ojca i została prezenterką TV i na dodatek dziennikarką rockową oraz autorką programów muzycznych (w jednym z nich przeprowadzała wywiady ze znanymi muzykami w łóżku - nice).
Wszystko się jakoś tam kręciło do momentu gdy Paula zrobiła wywiad (w łóżku, rzecz jasna) z pewnym Australijczykiem - Michaelem Hutchencem (tak, na zdjęciu poniżej jest właśnie on, a nie Paula Yates) - z zespołu INXS. Był rok 1995.

Podobno zakochali się od pierwszego wejrzenia (plotka głosi, że zaraz po wywiadzie Michael dawał Paulę przez około godzinę). Bob zorientował się, że wyrosło mu poroże i zażądał rozwodu, który wzięli w 1996. W tym samym roku Paula urodziła córkę Hutchence'owi, którą, tak jak swoje poprzednie dzieci, ukarała durnowatymi imionami: Heavenly Hiraani Tiger Lily (ja pierdolę po dwakroć!).
Sielanka nie trwała długo. 22 lipca 1997 37-letni Michael Hutchence został znaleziony martwy w swoim pokoju hotelowym w Sydney. Ubrany był tylko w... foliowy worek na głowie. Z początku wszyscy myśleli, że to samobójstwo... ale nie, to by było zbyt proste i mało widowiskowe. Przyczyną było coś co uczeni ludzie określają mianem - asfiksji autoerotycznej. Po prostu Michael najlepiej podniecał się gdy odrobinkę pozbawiał się tlenu - tym razem po prostu przesadził i zadusił się, kurwa mać, na śmierć podczas walenia konia... prawdziwy rockmen, co nie?
Paula Yates nie przyjęła tego zbyt dobrze (co chyba nikogo nie dziwi). Żeby tego było mało Bob wygrał sprawę o opiekę nad ich trzema córkami. O opiekę nad 4 córką musiała walczyć w sądzie z matką i siostrą zeszłego właśnie Hutchence'a. Mało tego - wtedy też wyszło na jaw, że ojciec Pauli - Jess - nie jest jej biologicznym ojcem. Testy DNA wykazały, że jest nim niejaki Hughie Green - przyjciel rodziny - który zmarł tylko 6 miesięcy wcześniej i podobno o wszystkim wiedział. Na dodatek zaczęło jej brakować kasy... w trzech słowach: Pauli się zesrało.
To była kwestia czasu. W roku 2000 znaleziono ją martwą w jej domu w Londynie. Przedawkowała heroinę. Miała 41 lat.
I tu zaczyna się moja ulubiona część historii. Pamiętacie Boba Geldofa? - koleś doszedł do wniosku, że zaadoptuje córkę Yates i Hutchence'a, żeby mogła się wychwywać z pozostałymi 3-ema siostrami przyrodnimi. Jakież to wspaniałomyślne, prawda? Zaadoptować dziecko swojej byłej żony i jej kochanka. Wychowywać to dziecko, patrzeć na nie i codziennie przypominać sobie, że przez nie rozpadło się twoje małżeństwo. Wydaje się, że żeby zrobić coś takiego trzeba naprawdę wszystkie urazy schować do szuflady i troszkę się wznieść ponad przeciętność. Ale... jest jeden maleńki szczegół. Bob miał warunek - córka będzie od tej pory mieć na nazwisko Geldof... Fuck! Dla mnie to gorzej niż jakby naszczał na grób Hutchence'a. Pomyśl sobie, że umierasz a jakiś koleś bierze sobie twoje dziecko i mówi: "OK, Twój tatuś nie żyje i teraz ja jestem Twoim tatusiem i od teraz masz na nazwisko tak jak ja..." Co do tego mogłyby dorzucić jej 3 siostry? Na przykład to: "To przez Ciebie mamusia odeszła od tatusia... Gdyby nie to, to dalej mogłaby żyć... a teraz będziesz mieszkać z nami... Witaj!"
Pieprzony Bob...
Ostatecznie nazwali ją: Hutchence Geldof, bo rodzina Michaela się troszkę burzyła na pomysł z samym Geldofem...
W tej chwili dzieciak ma 13 lat i podobno nie mieszka już z Bobem, ciekawe co z niej wyrośnie, no nie? Jedno jest pewne - z takim imieniem (przypomnę: Heavenly Hiraani Tiger Lily Hutchence Geldof) oraz bagażem doświadczeń na karku - sukcesem będzie gdy dożyje 30-stki...
Wiadomo, wiele było takich przypadków: Cobain, Morrison, Hendrix, Joplin, ten koleś z Alice in Chains, Sid Vicious itp. itd. Ale ta historia po prostu zwala mnie z nóg - jest wyjęta jakby z tragedii Szekspira normalnie - no i dzieje się właśnie w ojczyźnie autora tragedii Szekspira.
No to zaczynamy... Pewnego razu był sobie pewien brytyjski prezenter i producent telewizyjny co się nazywał Jess Yates (znany był jako "the Bishop" pewnie dlatego, że prowadził programy religijne w TV). Jess miał żonę - Elanie (byłą showgirl i autorkę powieści erotycznych) i z żoną tą spłodził córkę - Paulę Yates (na zdjęciu jest ona, nie jej matka. Oczywiście też nie wyglądała tak zaraz po urodzeniu, tylko trochę później).
Paula miała zakręcone dzieciństwo, jak to bywa w rodzinach szołbiznesu. Dużo się przeprowadzała z rodzicami. Trochę mieszkała w Anglii, trochę na Malcie i Majorce. Dom otwarty, imprezy, rozwód rodziców itp. itd. Klasycznie.
W roku 1976 (rok po rozwodzie starych), w wieku lat 17, Paula została fanatczną fanką pewnego młodego, nieznanego nikomu irlandzkiego zespołu - Boomtown Rats, w którym grał i śpiewał niejaki Bob Geldof (to ten na zdjęciu poniżej z gitarą).
Paula Yates szybko awansowała z fanki na kochankę Boba. Urodziła mu córkę - potem wzięli ślub - potem urodziła jeszcze dwie córki. Wszystkie dzieciaki zostały okaleczone durnowatymi imoinami: Fifi Trixibelle, Peaches Honeyblossom Michelle Charlotte Angel Vanessa i Little Pixie (o ja pierdolę! (3 razy)).
W międzyczasie zespół Boba stał się bardzo sławny. Paula natomiast poszła w ślady ojca i została prezenterką TV i na dodatek dziennikarką rockową oraz autorką programów muzycznych (w jednym z nich przeprowadzała wywiady ze znanymi muzykami w łóżku - nice).
Wszystko się jakoś tam kręciło do momentu gdy Paula zrobiła wywiad (w łóżku, rzecz jasna) z pewnym Australijczykiem - Michaelem Hutchencem (tak, na zdjęciu poniżej jest właśnie on, a nie Paula Yates) - z zespołu INXS. Był rok 1995.
Podobno zakochali się od pierwszego wejrzenia (plotka głosi, że zaraz po wywiadzie Michael dawał Paulę przez około godzinę). Bob zorientował się, że wyrosło mu poroże i zażądał rozwodu, który wzięli w 1996. W tym samym roku Paula urodziła córkę Hutchence'owi, którą, tak jak swoje poprzednie dzieci, ukarała durnowatymi imionami: Heavenly Hiraani Tiger Lily (ja pierdolę po dwakroć!).
Sielanka nie trwała długo. 22 lipca 1997 37-letni Michael Hutchence został znaleziony martwy w swoim pokoju hotelowym w Sydney. Ubrany był tylko w... foliowy worek na głowie. Z początku wszyscy myśleli, że to samobójstwo... ale nie, to by było zbyt proste i mało widowiskowe. Przyczyną było coś co uczeni ludzie określają mianem - asfiksji autoerotycznej. Po prostu Michael najlepiej podniecał się gdy odrobinkę pozbawiał się tlenu - tym razem po prostu przesadził i zadusił się, kurwa mać, na śmierć podczas walenia konia... prawdziwy rockmen, co nie?
Paula Yates nie przyjęła tego zbyt dobrze (co chyba nikogo nie dziwi). Żeby tego było mało Bob wygrał sprawę o opiekę nad ich trzema córkami. O opiekę nad 4 córką musiała walczyć w sądzie z matką i siostrą zeszłego właśnie Hutchence'a. Mało tego - wtedy też wyszło na jaw, że ojciec Pauli - Jess - nie jest jej biologicznym ojcem. Testy DNA wykazały, że jest nim niejaki Hughie Green - przyjciel rodziny - który zmarł tylko 6 miesięcy wcześniej i podobno o wszystkim wiedział. Na dodatek zaczęło jej brakować kasy... w trzech słowach: Pauli się zesrało.
To była kwestia czasu. W roku 2000 znaleziono ją martwą w jej domu w Londynie. Przedawkowała heroinę. Miała 41 lat.
I tu zaczyna się moja ulubiona część historii. Pamiętacie Boba Geldofa? - koleś doszedł do wniosku, że zaadoptuje córkę Yates i Hutchence'a, żeby mogła się wychwywać z pozostałymi 3-ema siostrami przyrodnimi. Jakież to wspaniałomyślne, prawda? Zaadoptować dziecko swojej byłej żony i jej kochanka. Wychowywać to dziecko, patrzeć na nie i codziennie przypominać sobie, że przez nie rozpadło się twoje małżeństwo. Wydaje się, że żeby zrobić coś takiego trzeba naprawdę wszystkie urazy schować do szuflady i troszkę się wznieść ponad przeciętność. Ale... jest jeden maleńki szczegół. Bob miał warunek - córka będzie od tej pory mieć na nazwisko Geldof... Fuck! Dla mnie to gorzej niż jakby naszczał na grób Hutchence'a. Pomyśl sobie, że umierasz a jakiś koleś bierze sobie twoje dziecko i mówi: "OK, Twój tatuś nie żyje i teraz ja jestem Twoim tatusiem i od teraz masz na nazwisko tak jak ja..." Co do tego mogłyby dorzucić jej 3 siostry? Na przykład to: "To przez Ciebie mamusia odeszła od tatusia... Gdyby nie to, to dalej mogłaby żyć... a teraz będziesz mieszkać z nami... Witaj!"
Pieprzony Bob...
Ostatecznie nazwali ją: Hutchence Geldof, bo rodzina Michaela się troszkę burzyła na pomysł z samym Geldofem...
W tej chwili dzieciak ma 13 lat i podobno nie mieszka już z Bobem, ciekawe co z niej wyrośnie, no nie? Jedno jest pewne - z takim imieniem (przypomnę: Heavenly Hiraani Tiger Lily Hutchence Geldof) oraz bagażem doświadczeń na karku - sukcesem będzie gdy dożyje 30-stki...
10 lipca 2009
Pieprzone Bajlando
Każdy ma czasem ochotę, żeby pójść na disko (dobra, nie każdy... dobra, nikt nie ma ochoty, nikt zdrowy na umyśle przynajmniej...), ale jak już ktoś naprawdę idzie na disko (np. schizofrenicy, masochści, psychopaci, mordercy, ortodoksyjni katolicy, wegetarianie...), to niech idzie na porządne:
9 lipca 2009
Nie rozumiesz nic...
Czy ktoś to jeszcze pamięta? Lata 90'te in Poland?
Swoją drogą fajny klip, i to nawet nie jak na lata 90'te (pierwsza połowa), ale w ogole. Poza tym, byl to hymn mojego mieszkania studenckiego przez jakiś czas (ale to była już pierwsza połowa lat 10'tych następnego stulecia... another story, jak mawiają starzy górale na grinpojcie w pałerpojcie...)
eniłejs:
No spoko, tylko że z tymi bobrami, żeby się na nie patrzeć w zachwycie/cieszyć się widokiem czy coś, to koleś przesadził... jak teraz na to patrze, to pachnie mi to jakimś chorym wegetariańsko-wegańskim manifestem, że najlepiej to jeść owoce, ale tylko te, które same spadły z drzewa... i w ogóle nie cudzołóż, nie zabijaj i nie kradnij itp.
Nic, ja tam wole (a jakże) pieprzone mięso, najlepiej zapijane czymś, co w swoją nazwę wzięło od pewnego kraju na F (albo odwrotnie), a o czym śpiewają ci goście.
Swoją drogą fajny klip, i to nawet nie jak na lata 90'te (pierwsza połowa), ale w ogole. Poza tym, byl to hymn mojego mieszkania studenckiego przez jakiś czas (ale to była już pierwsza połowa lat 10'tych następnego stulecia... another story, jak mawiają starzy górale na grinpojcie w pałerpojcie...)
eniłejs:
No spoko, tylko że z tymi bobrami, żeby się na nie patrzeć w zachwycie/cieszyć się widokiem czy coś, to koleś przesadził... jak teraz na to patrze, to pachnie mi to jakimś chorym wegetariańsko-wegańskim manifestem, że najlepiej to jeść owoce, ale tylko te, które same spadły z drzewa... i w ogóle nie cudzołóż, nie zabijaj i nie kradnij itp.
Nic, ja tam wole (a jakże) pieprzone mięso, najlepiej zapijane czymś, co w swoją nazwę wzięło od pewnego kraju na F (albo odwrotnie), a o czym śpiewają ci goście.
Etykiety:
buzu squat,
hymny,
mięso
8 lipca 2009
Żanetka Leta i pieprzone totalrock.com
"Hi I'm Jon Bon Jovi - and you're listening to Eska R..." - powiedział pewien koleś na antenie pewnego super rockowego radia, i jeszcze dorzucił żarcik - "where am I? Let me out of here!" (że niby jest w środku odbiornika radiowego, ha ha - tak, zgadza się - żenuła) - ale to nie koniec... reklama: "nazywam się Żanetka Leta i od 15 lat doradzam kobietom czym powinny smarować okolice intymne..." A w międzyczasie Konrad Stawia ma do rozdania 3 płyty Krzysia Kornela i Timbalanda...
"Hi, I'm Cristina Scabbia from Lacuna Coil - and you're listening to Total Rock" - powiedziała pewna pani i dorzuciła jeszcze żarcik - "and they truly fuckin' rock". Następnie reklama: "Najlepsze miejsce do prób dla twojego zespołu w południowym Londynie... najlepszy sprzęt i jakość za Twoje ciężko zarobione pieniądze". A w międzyczasie wywiad z panem z norweskiego zespołu The Cumshots, który opowiada, że jego ciało jest niczym kibel i dlatego nikomu - nawet najgorszenu wrogowi - nie życzyłby, aby znalazł się na jego miejscu...
Tak, Proszę Państwa, pieprzone rock w nazwie zobowiązuje...
"Hi, I'm Cristina Scabbia from Lacuna Coil - and you're listening to Total Rock" - powiedziała pewna pani i dorzuciła jeszcze żarcik - "and they truly fuckin' rock". Następnie reklama: "Najlepsze miejsce do prób dla twojego zespołu w południowym Londynie... najlepszy sprzęt i jakość za Twoje ciężko zarobione pieniądze". A w międzyczasie wywiad z panem z norweskiego zespołu The Cumshots, który opowiada, że jego ciało jest niczym kibel i dlatego nikomu - nawet najgorszenu wrogowi - nie życzyłby, aby znalazł się na jego miejscu...
Tak, Proszę Państwa, pieprzone rock w nazwie zobowiązuje...
Etykiety:
cumshots,
jon bon jovi,
lacuna coil,
rock,
totalrock,
żanetka leta
7 lipca 2009
Pieprzone Korpiklaani
God damn! Fiński folk-metal? A jakże... Poza tym, moi drodzy, jest to świeżynka, bo album z tym utworem wyszedł dopiero co - 26 czerwca 2009.
Temat utworu jak najbardziej szlachetny:
Toż to po prostu cała filozofia picia:
You're feeling stronger
No more feeling bad
You're the real MAN
Jakieś wątpliwości? To posłuchajcie przekazu w refrenie:
Drinking is good for you
Coś jeszcze nie jasne? Jedziemy dalej:
Here comes the Womanizer
Everyone is georgeus
You will feel awsome
Ktoś ma ochotę się napić?
Temat utworu jak najbardziej szlachetny:
Toż to po prostu cała filozofia picia:
You're feeling stronger
No more feeling bad
You're the real MAN
Jakieś wątpliwości? To posłuchajcie przekazu w refrenie:
Drinking is good for you
Coś jeszcze nie jasne? Jedziemy dalej:
Here comes the Womanizer
Everyone is georgeus
You will feel awsome
Ktoś ma ochotę się napić?
Etykiety:
folk,
korpiklaani,
metal,
pieprzone,
vodka
Pieprzone więcej 2
No dobra - chodzi o to, że będę starał się wklejać różne fajne (dla mnie) kawałki. Pewnie głównie będą to różne filmiki z jutuba - czasem może też jakiś komentarz dopiszę...
Jak będzie stylistycznie & muzycznie? Różnie, bo mi się różne rzeczy podobają, ale oscylować będzie to wokół szeroko rozumianego grania gitarowego - czyli przyjemnego jazgotu .
Na przykład mogą się pojawić takie zespoły jak: pieprzone Arch Enemy, Metallica, Killswitch Engage albo pieprzone Faith No More, Tool, Illusion, Pearl Jam albo pieprzone Toto, Firebirds, Johnny Cash, REM... albo pieprzone Beastie Boys, albo... itp. itd. i sam nie wiem co jeszcze...
Raczej nie będzie: Budki Suflera.
Na pewno nie będzie: Feel (sic!)
A teraz, żeby nie było, na poparcie tych odważnych, mocnych zapowiedzi jak to będzie ostro, bezkompromisowo i że wpadamy na pełnym pogo i machamy banią dla szatana otwierając firany piekła wiszące na karniszu zła... czy coś... i że słabych i miałkich zespołów tu nie będzie i w ogole, że wypaśny blogasek na poziomie, no to posłuchaj tego:
Jak będzie stylistycznie & muzycznie? Różnie, bo mi się różne rzeczy podobają, ale oscylować będzie to wokół szeroko rozumianego grania gitarowego - czyli przyjemnego jazgotu .
Na przykład mogą się pojawić takie zespoły jak: pieprzone Arch Enemy, Metallica, Killswitch Engage albo pieprzone Faith No More, Tool, Illusion, Pearl Jam albo pieprzone Toto, Firebirds, Johnny Cash, REM... albo pieprzone Beastie Boys, albo... itp. itd. i sam nie wiem co jeszcze...
Raczej nie będzie: Budki Suflera.
Na pewno nie będzie: Feel (sic!)
A teraz, żeby nie było, na poparcie tych odważnych, mocnych zapowiedzi jak to będzie ostro, bezkompromisowo i że wpadamy na pełnym pogo i machamy banią dla szatana otwierając firany piekła wiszące na karniszu zła... czy coś... i że słabych i miałkich zespołów tu nie będzie i w ogole, że wypaśny blogasek na poziomie, no to posłuchaj tego:
6 lipca 2009
Pieprzone więcej
Zatem, zaczynamy blogować... pierwszy wpis - 2009-07-06, poniedziałek godz. 21:01 - zobaczymy na ile wpisów starczy nam zapału... :-) ale póki co:
Subskrybuj:
Komentarze (Atom)